Podróże z Minicat - Kotor (Czarnogóra) - Paxos (Grecja)
Zachęceni zeszłorocznym wypadem do Grecji postanowiliśmy zrealizować podobny plan również w tym roku. Tym razem dzieląc wypoczynek na dwie części w dwóch różnych lokalizacjach – Czarnogóra nad Zatoką Kotorską, następnie przejazd do greckiego portu Igumenica skąd promem rejs na wyspę Paxos.
Dlaczego taki akurat plan? Co do Grecji sprawa w naszym przypadku jest oczywista – uwielbiam ten kraj, odwiedziliśmy już wiele wysp (m.in. wysp jońskich). Paxos to mała wyspa na którą nie ma bezpośrednich lotów a co za tym idzie jest mniej oblegana przez turystów. Głównie są to rejsy jednodniowe na zwiedzanie z położonej niedaleko Korfu lub kontynentalnej części. Przypływa natomiast sporo żeglarzy odwiedzając kilka portów i kotwicowisk na wyspie. Dlatego ten kierunek wydał nam się bardzo atrakcyjny biorąc pod uwagę żeglowanie na Minicat.
Co się tyczy Czarnogóry, słyszeliśmy o tym kraju wiele dobrego, zwłaszcza o Zatoce Kotorskiej a że „pasowało” nam to po drodze to zdecydowaliśmy się na takie połączenie. Była to też dobra okazja do odwiedzenia nowych miejsc – jak Bośnia i przepiękny Mostar oraz Medjugorje, jak również przejazd przez Albanię.
Przygotowując się do urlopu pod kątem wyboru miejsca noclegowego dokładnie sprawdziliśmy możliwości infrastruktury pod kątem zwodowania i cumowania katamaranu Minicat. Już wtedy wiedzieliśmy, że nie będzie to proste. Sam Kotor jak i niemal cała zatoka praktycznie nie mają plaż gdzie można by spokojnie rozłożyć sprzęt i bezpiecznie zostawić go na noc. Dlatego jako opcja rezerwowa spakowaliśmy pompowane deski sup.
Jeżeli chodzi o Grecję – wyspę Paxos, tutaj takiego problemu nie było i łatwo było odszukać ciekawe miejsce na obrzeżach portowego miasta Gaios. W tym roku podróżowanie po Europie było zdecydowanie łatwiejsze w porównaniu ze szczytem pandemii roku 2020, zwłaszcza dla osób posiadających paszport covidowy lub „ozdrowieńców”.
Wyjazd zaplanowaliśmy już tradycyjnie na wrzesień ponieważ dopiero w tym miesiącu możemy pozwolić sobie na jakikolwiek urlop, gdy już największy natłok pracy w sportach wodnych hamuje.
Poza rezerwacją noclegów poprzez Booking również bilety na prom płynący na Paxos kupiliśmy z wyprzedzeniem. Prom wypływa z Igumenicy o 9 rano, zaś ostatni odchodzi
z wyspy o 18. Przed wyjazdem trzeba było jeszcze dokładnie sprawdzić sprzęt tak by na miejscu nie było żadnych niespodzianek. Czyszczenie, konserwacja powierzchni pływaków, tak by ślizg był lepszy a i późniejsze czyszczenie z soli i wodorostów łatwiejsze do przeprowadzenia. Używamy do tego sprawdzonych środków firmy Yachticon, które śmiało możemy polecić – zarówno do pontonów jak i wszelkich powierzchni gumowych.
Nasz Minicat 460 Elite przeszedł również małą modernizację – mianowicie wskaźnik kierunku wiatru – wimpel, zastąpił bezprzewodowy anemometr Calypso, który posiada własny akumulator zasilany z niewielkiego ogniwa solarnego, natomiast wszystkie dane przesyła na dedykowaną aplikację. Dzięki niemu mamy na bieżąco informacje o kierunku i sile wiatru, jak również wykresy zmiany siły wiatru.
Mocowanie nitami do zaślepki topu masztu nie jest idealnym rozwiązaniem ale na ten moment wystarczającym. Do tego doszła jeszcze radiostacja morska VHF oraz niezastąpiony tablet z aktualnymi mapami Navionics – towarzyszy nam zawsze – czy to w podróżach z Minicat czy też podczas czarterów większych jednostek. Do tego sprawdzony już silnik bez którego ciężko sobie wyobrazić zrealizowanie naszego żeglarskiego planu. Używamy od wielu lat modelu Spirit firmy ePropulsion, tym razem w nowej odmianie Evo. Jest to bodaj pierwszy silnik elektryczny z wbudowanym hydrogeneratorem… Działa to w ten sposób, że płynąc pod żaglami nie podnosi się kolumny z wody a wraz ze wzrostem prędkości śruba obraca się coraz szybciej a generator ładuje zintegrowaną baterię. Zakres w jakich to działa dotyczy prędkości pomiędzy 4-13knt. Tak naprawdę nie mieliśmy go jeszcze okazji dobrze przetestować, natomiast na tyle co pływaliśmy z nim wiemy, że działa i ładuje ????
Miał to być nasz pierwszy rejs morski po wodach otwartych dlatego też i wyposażenie i środki bezpieczeństwa przygotowaliśmy adekwatnie. Różnie może być dlatego lepiej zabrać ze sobą więcej rzeczy i nie skorzystać niż gdy ma czegoś brakować w kluczowym momencie. Plan maksimum zakładał opłynięcie wyspy Paxos oraz Antipaxos, zaś plan minimum to trzymanie się wschodniej zawietrznej strony wyspy.
Do Czarnogóry dotarliśmy z jednym przystankiem po drodze w Chorwacji nad wodospadami Krka. Trasa ze Śląska jest dość długa, więc sensownie było wybrać miejsce na odpoczynek a przy okazji zobaczyć coś fajnego. Przy okazji zwiedzając wspomniane już miejscowości w Bośni.
Infrastruktura drogowa jest bardzo dobra dlatego też podróż samochodem to przyjemność. Do tego te widoki – coś wspaniałego! Objazd samej zatoki to już nieco inna historia – bardzo wąska ulica dwukierunkowa, na której co chwilę trzeba mijać się z samochodami jadącymi z przeciwka wykorzystując do tego każdą możliwą zatoczkę, miejsce postojowe itp. Były to ostatnie dni sierpnia, więc już po szczycie sezonu, tym bardziej trudno sobie wyobrazić jak to wygląda w środku lipca.
Niestety zatoka nie jest idealnym miejscem do żeglowania. Spodziewaliśmy się tego stąd pomysł z zabraniem desek sup. Nie chodzi tu nawet o samo miejsce do zwodowania czy też trzymania katamaranu na noc – tutaj jest to do ogarnięcia. Wodowanie można łatwo przeprowadzić przed samym miastem Kotor, gdzie jest spory parking i kawałek żwirowej plaży oraz trawnika. Od samochodu to raptem 50m.
Problem jest inny – tłok na zatoce i fale generowane przez motorówki oferujące rejsy turystą do pobliskich jaskiń. Jest tego ogrom, nikt nie zważa na mniejsze jednostki żaglowe
i każdy gna pełną mocą w obu kierunkach. Może dla kogoś takie warunki to nie przeszkoda, dla nas jednak odbierają sporo frajdy z żeglowania. Co innego fale powstałe od warunków pogodowych, co innego szaleństwa motorowodniaków. Tutaj mała podpowiedź dla tych którzy chcieliby jednak pożeglować po Zatoce Kotorskiej – od godziny 15-17 raczej większość spływa już z powrotem do portu w Kotorze i od tej godziny jest znacznie spokojniej. Trochę finalnie żałowaliśmy rezygnacji z tego akwenu, szczególnie po znalezieniu wspomnianej miejscówki, jednak nastawienie było na drugi etap podróży – czyli Paxos.
Czarnogórę gorąco polecamy, jest co zwiedzać, ludzie są bardzo sympatyczni, nigdzie nie ma problemu z porozumieniem się. Widać olbrzymie inwestycje poczynione w dziedzinie turystyki, która to jest jedną z ważniejszych gałęzi gospodarki. Port jachtowy nazwany Port Montenegro oraz apartamentowce w miejscowości Tivat są najlepszy przykładem jak ściągnąć bogatych inwestorów do swojego kraju.
Jedynie Budva nie zrobiła na nas specjalnie dobrego wrażenia – zbyt betonowa z olbrzymią ilością wielkich hoteli – molochów. Wybrzeże wygląda dobrze, ale przejeżdżając górą nad miastem widok jest kiepski.
Po zakończeniu pobytu nad zatoką trzeba było przemieścić się do Igumenicy by zdążyć na prom który odpływał o 15 czyli 14 czasu czarnogórskiego… Ta kwestia była bardzo istotna i o mały włos się nie spóźniliśmy. Pomimo, że do przejechania było 540km a czas jaki na to oszacowaliśmy to prawie 9 godzin… W efekcie Albanię przejechaliśmy w dość ekspresowym tempie tam gdzie było to możliwe. Na granicy z Grecją mieliśmy godzinę zapasu (Igumenica oddalona jest od przejścia w Frontiera o jakieś 25km) mimo to wjechaliśmy na prom na styk… Wszystko dzięki fantastycznej robocie greckich celników, którzy byli w stanie z 5 aut w kolejce zrobić takie zamieszanie, że staliśmy tam prawie godzinę ????
Gaois jest całkiem ładnym miasteczkiem portowym z typową dla tego typu miejsc zabudową. Port osłonięty wyspą, dzięki czemu dobrze osłania od niekorzystnych warunków atmosferycznych. Można się do niego dostać z dwóch stron od północnej i południowej przy której dodatkowo znajduje się kotwicowisko. Dużo tawern, sklepików, świetny klimat zwłaszcza wieczorami gdy jest już mniej tłoczno ponieważ turyści dopływający promami w ciągu dnia na zwiedzanie i plażowanie odpływają do godziny 18. Pozostają jedynie turyści którzy najdłużej zatrzymali się na wyspie oraz załogi jachtów czarterowych i tych prywatnych. Do portu mieliśmy spacerkiem około pół godziny, niestety pod górę – tak jest położona większość miejscowości. Wyspa Paxos jest mała, spokojnie można ją całą objechać w mniej niż 2 godziny. Trzeba jednak dodać, że poza dwoma głównymi drogami cała reszta jest jedynie utwardzona i bardzo wąska, stąd dojazd do ciekawszych plaż i zatoczek wymaga już samochodu z większym prześwitem.
Pierwsze kilka dni poświęciliśmy na eksplorowanie wyspy, czekając jednocześnie na poprawę warunków atmosferycznych. Niestety wiało solidnie co powodowało dużą falę – jak na nasze doświadczenie - chociaż obserwując morze z tarasu oraz wejście do portu można stwierdzić, że większość załóg uważała podobnie. Wedle prognoz pogody przez ten tydzień pobytu mieliśmy mieć 3-dniowe „okno pogodowe” które da się wykorzystać na popływanie wokół wyspy. Poza używaną na co dzień aplikacją Pogoda & Radar oraz Windy sprawdziliśmy również polecaną w przewodnikach o locjach Grecji Piotra Kasperszaka stronę Poseidon.hcmr.gr – bardzo dużo przydatnych dla żeglarza informacji. Na szczęście prognozy sprawdziły się i mogliśmy wreszcie zwodować Minicata, pomimo, że warunki nie były idealne – wiatr mocno ucichł, fale nieco mniejsze ale pozostały – po części za sprawą wypożyczalni motorówek, które znajdują się w każdym portowym miasteczku. Najczęściej jednak celem wypraw są jaskinie po zachodniej stronie wyspy oraz na Antipaxos, więc stron wschodnia jest znacznie spokojniejsza po tym względem. Można odwiedzić plaże m.in. Kipiadia, Kipos czy Loggos lub większe miasta jak chociażby Lakka.
Różnica pomiędzy żeglowaniem na Halkidiki a na Paxos jest olbrzymia, ponieważ mamy do czynienia z wyspą to też atrakcyjnych miejsc do zatrzymania jest znacznie mniej, ale tutaj z kolei przewaga Minicata nad większymi jednostkami – mogliśmy zatrzymywać się praktycznie wszędzie – albo bezpośrednio na brzegu, lub na kotwicy w sytuacji gdy fale przyboju były mocniejsze.
Korzystając również z dnia praktycznie bezwietrznego udało nam się zrealizować jeden z planów na tej wyjazd – rejs na Antipaxos. Tutaj ilość statków wycieczkowych, jachtów
i motorówek była olbrzymia co też skutkowało koniecznością płynięcia na znacznie większych obrotach silnika. Pomimo niedogodności było warto, zatoczki tej małej wysepki, groty skalne robią fantastyczne wrażenie!
Wyspy nie udało nam się opłynąć całej a jedynie w połowie ponieważ musieliśmy kontrolować pozostałą w akumulatorze energię której na szczęście wystarczyło na powrót. Trochę za sprawą pojawiającego się w późniejszych godzinach wiatru, więc część drogi można było pokonać pod żaglami – tak jak należy. Do tego udało nam się wstrzelić w zachód słońca który zawsze wywołuje radość na twarzach żeglarzy.
To, że pogoda bywa kapryśna i pomimo dokładności współczesnych prognoz pogody potrafi zaskoczyć mieliśmy okazję przekonać się w przed ostatni dzień naszego pobytu na Paxos. Dopłynęliśmy na bardzo ładnie położoną plażę Paralia Orkou, która znajduje się na skraju gaju oliwnego. Nie ma tam żądnej większej infrastruktury, więc też nie ma tłoczno – raczej lokalni mieszkańcy lub załogi jachtów które dobijają tenderami do brzegu. Leniwie spędzając ostatnie chwile urlopu w pewnym momencie zauważyliśmy płynący poza zatoczką w kierunku Gaios katamaran typu Lagoon, czyli duża jednostka mieszcząca na pokładzie 8-10 osób.
To co nas zaniepokoiło to widok podskakujących na falach kadłubów, których to fal zupełnie nie było widać z naszej plaży. Nie minęło wiele czasu gdy wiatr również odczuwalnie stężał. Decyzja byłą szybka – zbieramy się i wracamy do Gaios. Nie wiadomo ile mogła potrwać ta zmiana pogody. Przyznam szczerze, że były to dotąd najtrudniejsze warunki z jakimi zmierzyliśmy się na Minicacie. Fale wydawały się być ogromne – zwłaszcza z perspektywy osoby siedzącej jakieś 50cm nad powierzchnią wody. Kasia za sterem, silnik na pełnej mocy i kurs powrotny pod fale. Po kilkunastu minutach było jasne, że katamaran radzi są również z takimi warunkami i mimo, że mało komfortowo to jednak bezpiecznie dotarliśmy do plaży obok naszego apartamentu gdzie za zgodą właściciela trzymaliśmy na noc katamaran.
Tak też nasza kolejna podróż z Minicat dobiegła końca, po raz kolejny poszerzając znacznie możliwości poznania odwiedzanych miejsc. Do wielu z odkrytych zatoczek, plaż nie można by się było dostać od strony lądu, lub było by to bardzo trudne i niebezpieczne. Pokonaliśmy w sumie prawie 70km, realizując nasz założony żeglarski plan w 80% (pomimo, że nie opłynęliśmy całej wysepki Antipaxos to jednak zrobiliśmy okrążenie Paxos) bagaż nowych doświadczeń, zaufanie do sprzętu w trudnych warunkach i wzrost umiejętności. Jest to bezcenne i zapewne okaże się bezcenne w realizacji kolejnych podróży razem z Minicat.
Drogę powrotną do domu zaplanowaliśmy inaczej korzystając z możliwości jakie daje port w Igumenicy. Wybraliśmy rejs promem do włoskiego miasta Bari i powrót wschodnim wybrzeżem Włoch przez San Marino, gdzie zaplanowaliśmy nocleg. San Marino zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie w przeciwieństwie do Italii za którą prawdę powiedziawszy nie przepadamy… ????